W ramach prologu uroczy monument:
Znajdujący się w Maatricht pomnik ku czci polskiego poranka
Skoro na piwie skończyliśmy, to od niego zaczniemy tego posta - w markecie Jumbo w samym sercu Maastricht znalazłem na półeczce takie oto piwa:
Nawet kolejność na półce zachowali!
Weź się tego naucz. I spróbuj to sobie przypomnieć zamiawiąc szóste piwo.
Wśród wielu poruszanych na wczorajszym spotkaniu wątków przewinęła się polska wódka. Dostępna również w Maastricht w co najmniej jednym monopolowym. Ściślej - Wyborowa. Jeszcze ściślej - za 14 euro.
Reakcja mojego mózgu na poznanie ceny Wyborowej w Maastricht
Żeby nie było, że zafiksowałem się na punkcie alkoholu - czas na krótki przegląd napojów gazowanych.
Na pierwszy ogień poszedł 7Up. O ile podobieństwo do oryginału istnieje, o tyle smak słodzika jest wyjątkowo dziwny i trudno mi sobie wyobrazić, że ma swoich fanów jak na przykład Cola Light (w których istnienie w sumie też trudno jest mi uwierzyć). Co innego w przypadku Sprite'a. Owszem - nic nie może się równać łychom cukru wsypywanym do pełnokalorycznego odpowiednika, ale tracimy naprawdę niewiele. Przy tak słonecznej pogodzie, jaka towarzyszy mi od kilku dni - jak znalazł.
A tego nie polecam:
Szczyny łosia z wiśniowym posmakiem. Ani to bardzo podobne (do w sumie lubianego przeze mnie) Mountain Dew, ani jakoś wyjątkowe.
Ale zawsze jest Grolsch w lodówce ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz