sobota, 3 września 2011

Człowiek nie wielbłąd

W ramach prologu uroczy monument:


Znajdujący się w Maatricht pomnik ku czci polskiego poranka


Skoro na piwie skończyliśmy, to od niego zaczniemy tego posta - w markecie Jumbo w samym sercu Maastricht znalazłem na półeczce takie oto piwa:


Nawet kolejność na półce zachowali!


Tak jest - Lech i Tyskie we własnych zapuszkowanych osobach, kosztujące odpowiednio 1,05 i 1,09 euro za sztukę. W prawdziwie męskim rozmiarze 0,5l. Bo o ile półlitrowe piwa w sumie można bez problemu dostać w Holandii, o tyle jakby więcej było tych mniejszych. Czyli trzeba się trochę nakombinować i nakalkulować. Dobrze, że z rozmiarami nie jest tak jak w Australii.


Weź się tego naucz. I spróbuj to sobie przypomnieć zamiawiąc szóste piwo.


Wśród wielu poruszanych na wczorajszym spotkaniu wątków przewinęła się polska wódka. Dostępna również w Maastricht w co najmniej jednym monopolowym. Ściślej - Wyborowa. Jeszcze ściślej - za 14 euro.


Reakcja mojego mózgu na poznanie ceny Wyborowej w Maastricht


Wniosek jest taki sam, jak z pewnej rozmowy z Finem. Wódki w swoich ojczystych krajach traktowane jako produkty ze średniej półki (Finlandia i Wyborowa) poza granicami uchodzą za ekskluzywne trunki. Niby oczywistość, ale zobaczenie tego zjawiska na półce sklepowej robi swoje.

Żeby nie było, że zafiksowałem się na punkcie alkoholu - czas na krótki przegląd napojów gazowanych.




Tak, są to wersje light napojów, z którymi pragnienie nie ma szans lub w latach '90 były reklamowane przez sympatycznego ludzika Fido.

Na pierwszy ogień poszedł 7Up. O ile podobieństwo do oryginału istnieje, o tyle smak słodzika jest wyjątkowo dziwny i trudno mi sobie wyobrazić, że ma swoich fanów jak na przykład Cola Light (w których istnienie w sumie też trudno jest mi uwierzyć). Co innego w przypadku Sprite'a. Owszem - nic nie może się równać łychom cukru wsypywanym do pełnokalorycznego odpowiednika, ale tracimy naprawdę niewiele. Przy tak słonecznej pogodzie, jaka towarzyszy mi od kilku dni - jak znalazł.

A tego nie polecam:




Szczyny łosia z wiśniowym posmakiem. Ani to bardzo podobne (do w sumie lubianego przeze mnie) Mountain Dew, ani jakoś wyjątkowe.

Ale zawsze jest Grolsch w lodówce ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz